Na zdjęciu ja z Gracją - fot 3.05.2012r. Dlaczego zebrało mi się na takie wspomnienia i rozkminy? Jestem świadoma tego, że niedługo stracę kogoś, kto mnie zmieniał od wewnątrz i nadal zmienia, kogoś dzięki komu pokonałam strach i zyskałam coś czego nawet nie potrafię nazwać. Niektórzy uważają, że "przyjaźń" z koniem jest głupia i nierealna. Poniekąd mają rację, bo ktoś kto nie potrafi rozmawiać z końmi, nie czuć tego samego co one to faktycznie jest to bez sensu.. Nie potrafię wydusić z siebie tego jak mi ciężko.. Pamiętam kiedy pierwszy raz ujrzałam tego konia słyszałam: "nie podchodź do tego boksu bo ona gryzie" , "na niej prawie nikt nie jeździ bo to jest trudny koń". Nikt mi się nie powinien dziwić, że na prawdę się jej bałam. Pierwsze kontakty z tym koniem były niemal wyczynem. Wsiadłam, bałam się niesamowicie. Walczyłam, walczyłam aż się przełamałam. Ten przełom zaliczam do największego mojego osiągnięcia w jeździectwie - kiedy to przestałam bać się strachu. Jakby tak porównać to co było dwa lata temu a co jest teraz - magia. W moim serduszku jest teraz koń na którego potrafię mieć czasem takie nerwy, że mam łzy w oczach ze złości. Gdy coś nie idzie zaciskam zęby i wewnętrznie walczę z samą sobą, żeby niczego przypadkiem nie zepsuć. Nie jestem jakąś specjalną siłą spokoju dlatego wszystko dla mnie jest trudne. Uwielbiam kiedy jesteśmy same, nikt na nas nie patrzy, nie ocenia. Wtedy rozmawiam z nią jak z człowiekiem.Czuję jak mi odpowiada. Zawsze chciałam tego doznać, przeżyć to i się udało. Inaczej patrzę na świat. Ten koń jest dla mnie jak ładowarka.. Nieważne jak mnie podładuje, ważne, że podładuje i ważne, że jest!
Pamiętam jak we wakacje raz zeszłam do stajni, byłam wtedy sama. Podeszłam do boksu, zaczęłam mówić. Nastawiała uszy i słuchała.. Tak, dokładnie TA klacz. Podeszła do mnie, głaskałam ją, "wyluzowała się". W pewnym momencie nie wiem co mnnie naszło, ale wyobraziłam sobie pusty boks i zaczęłam ryczeć. Zainteresowała się co się dzieje. Jak gdyby nic weszłam do boksu i usiadłam opierając się o bok. Myślałam, że albo zaraz mnie staranuje, albo cokolwiek innego. Mimo wszystko mam do niej wielkie zaufanie. Tak myślałam o samych złych rzeczach i dosłownie ryczałam jednocześnie mówiąc do niej. Co ona zrobiła? Podeszła i wtuliła we mnie głowę.. Wtedy to już w ogóle się rozryczałam :) Nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam. SZOK, ale jednak. Uwielbiam ją! Dużo ludzi też mówi, że "trudny koń przekazuje najwięcej", sama prawda.
Tu zdjęcie jak to Kornelia ładnie ujęła kiedyś "z niewidzialną nicią porozumienia". Zdjęcie zo prawda stare - bo z przed niecałego roku, ale jednak :) Póki co jeszcze staram się nie dobijać bo jeszcze mogę ją dotknąć, przytulić, ucałować, wsiąść, galopować, rozmawiać.. Strasznie się boję, że to stracę.. Chcę się chociaż pożegnać..
Tu macie jeszcze parę takich wg mnie ładnych zdjęć pokazujących jak jest teraz lub co przeżyłyśmy. Było tego więcej zapewne, tylko nie uwiecznione :)
Nie ważne co się stanie, zawsze będzie w moim sercu! No ale żeby nie było to jeszcze się nie żegnam. Wcale nie chcę się żegnać! Zobaczymy co los przyniesie - w niedzielę się wszystko okaże mam nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz