Totalnie nie wiem od czego zacząć. Ostatnimi czasy gubię się we własnych myślach. Ostatni raz, bodajże w marcu pisałam o uwalnianiu emocji. No i właśnie.. Minęło parę długich miesięcy, jednych pozytywnych, drugich negatywnych. Uwalnianie emocji w pewnych momentach życia potrafiło mi tylko wszystko utrudnić. Minimalizowanie problemów poprzez zanurzanie się we własnych emocjach wcale nie było i nadal nie jest takie proste. Po wakacjach rozpętała się wielka burza w mojej głowie, która do dzisiaj próbuje mnie zniszczyć. Najbardziej nie lubię zostawać sama ze sobą. Tak tak, ktoś by powiedział, że sama sobie zaprzeczam, pisząc ostatnio o tym, że przebywanie samemu ze sobą i własnymi myślami pozwoli nam właśnie siebie zrozumieć. Nieważne jak bardzo starałabym się o emocjonalną perfekcję, zawsze wszystko ostatecznie szlag trafia.. No dobra, może nie wszystko, ale większość. Mogę to oczywiście zwalić na jesienne depresje, które z roku na rok są coraz silniejsze. Od czego to może zależeć? Przecież mam cudownych przyjaciół, kochającą rodzinę. Czego chcieć więcej? Przestałam zauważać piękno w rzeczach nawet drobnych. Jak dla mnie, zawsze uśmiechniętej i pozytywnie nastawionej do życia na przekór wszystkim utrudnieniom dziewczynie jest to dobijające. Tak jakby uszło ze mnie życie.
Budzę się rano, jest neutralnie. Nawet chcąc się uśmiechnąć do zdjęć przyjaciół wiszących wszędzie w moim pokoju, czy też nawet do głupiego portretu nie potrafię. Siadam na dywanie, patrzę w lusterko. Kiedyś potrafiłam powiedzieć sobie nawet ironicznie "dzień dobry, jesteś ładna na swój sposób, a zaraz będziesz jeszcze ładniejsza", dzisiaj nie jestem do tego zdolna. Widzę tą samą twarz od nastu lat, dzień w dzień. Robię make up, bo lubię. Jest lepiej, ale nie tak jakbym chciała, żeby było. Jem śniadanie. Znowu owocowa herbata i kanapki zrobione przez mamę. Smaki, które codziennie rano tworzą fundament każdego dnia. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć umyć zębów, dosłowna monotonia. Zapewne śpiąc robiłabym to wszystko automatycznie. W szkole zazwyczaj jest dobrze, ale tylko na chwilę. Czasami fałszywy, czasami prawdziwy uśmiech na mojej twarzy, czasami uciekam myślami gdzieś bardzo daleko i mam ochotę nie wracać. Koniec lekcji, czas do domu. Jakiś frajer prawie wpadł mi pod samochód, hamulce, pisk, stan przedzawałowy. I teoretycznie jest to koniec dnia. Do wieczora jeść, uczyć się, odpoczywać, spać. Oczywiście są wyjątki, ale nie dziś. Taki był dzień dzisiejszy i tak to wygląda ogółem. Gdzie tu oznaki pełni życia?
Moja mała skryta miłość bez zobowiązań znowu jest ze mną. Tak, chodzi o przyjaciela. Czasami przerwa pokazuje na prawdę, kto jest prawdziwy. Tak było jakiś czas temu z jedną osobą a teraz z drugą. Patrząc znowu w te same wesołe oczy, które jako jedne z niewielu trzymają mnie przy życiu to cudowne uczucie, nawet gdy jest źle. Trzeba dać z siebie na prawdę wiele, żeby móc wysłuchiwać, że to głupie, żeby się okaleczać fizycznie i psychicznie. Tak więc wiele się zmieniło, zmienia i zmieniać będzie. Nie mam pojęcia jak długo, czas pokaże.
Co jeszcze? Wieczorem tyle mam do powiedzenia, a teraz patrzę w ten głupi edytor i nie wiem jak wszystko ubrać w słowa, żeby nikt nie odebrał tego źle. Czasami wolę milczeć niż tłumaczyć coś, co źle zrozumiane spowoduje kłótnię. Bez przytaczania konkretów.
Chcę jechać na koniec świata i tam zostać. Ale nie sama. Samotność dobija bardziej niż towarzystwo ludzi, których czasami tak bardzo nie lubię. Mogę znowu powiedzieć, że szczerze tęsknię, płaczę wspominając, oczekuję wielkich szczęśliwych rzeczy, czegoś zwariowanego, co zmieni moje życie. Ale zaraz przypominam sobie jak bardzo mam to wszystko gdzieś i jednak mi się nie chce. Mogę powiedzieć, że chciałabym móc kochać, ale jeżeli nikt nie potrafi dać i nauczyć miłości, to też mi się nie chce. Wyjść na dwór i cieszyć się ze spadających liści z ukochanej brzozy na której spędziłam część swojego życia. A, sorry.. brzoza umarła kilka lat temu. Mogę powiedzieć, że wiem czego chcę, ale jednak nie wiem. I jakby nie patrzeć nie mam ochoty na nic. Nie wspominajmy o życiu, bo jak odechce mi się żyć, to już będzie koniec świata.. Kogo mogę zabrać ze sobą?
To wszystko po prostu jest zdrowo popierdolone.
To nie tak, że nie lubię ludzi bez powodu. Po prostu przelewam na nich niechęć jaką czuję do siebie.
~ nieidealna perfekcjonistka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz