Jak to jest, że raz mam ochotę zniknąć a raz pragnę czegoś wielkiego? Znowu budzi się we mnie życie, tak czuję. Chrzanić to wszystko, co utrudnia istnienie. A jeżeli znowu jadę w stronę bagna i za chwilę będę tonąć? Przejmować się czy nie? W tym momencie mówię nie. "Lepiej spróbować, niż żałować, że się nie spróbowało". Dlaczego miałabym udawać kogoś kim nie jestem?
Jestem chora. Tak, duszę się, nie śpię w nocy a moje zmęczenie można porównać do ciężkiego treningu. Co robię? O dziwo nie leżę w łóżku i nie użalam się nad tym, że zaraz rozchoruję się bardziej. To nieodpowiedzialne, głupie, bla bla bla. Ale nie o to chodzi. Mam na myśli to, że żyję. Z jednej strony brak ochoty i sił na cokolwiek, ale zaś z drugiej strony pojawiło się coś pięknego, co ciężko zaniedbać. Przede mną albo najpiękniejsze chwile w życiu, albo.. albo nie wiem. Po prostu tą kwestię zostawię otwartą, w spokoju. Niech ta bliska przyszłość sama odpowie na to pytanie.
Znów ocieram się o szczęście. To wszystko tak szybko biegnie. Chociaż o dziwo taki bieg wydarzeń wcale mi niczego nie komplikuje. Gdy jest gorzej to we wszystkim się gubię, nawet jeżeli jest to proces okropnie żmudny i nudny. Natomiast jeżeli nagle wychodzi słońce i grzeje coraz mocniej to wszystko staje się prostsze. Mam wielką nadzieję, że kiedyś to wszystko zrozumiem.
Na razie niech się dzieje co chce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz