Czy pracę z nią można nazwać już sukcesem? Może nie całkowitym a raczej częściowym, ale można.
Gdy pierwszy raz przyjechałam do Szumiącej miała ona coś ponad rok. Była małym długonogim źrebakiem o niesamowitej urodzie. Nosiła i w sumie nadal nosi miano "słodziaka", "konika domowego". Nie znam innego konia, który aż tak bardzo reaguje na drapanie! Gdy trafi się na dobre miejsce to koń po prostu odpływa, ale też mizia pyszczkiem wszystko co ma pod nosem lub jak się pozwoli to staje się najlepszym masażystą! Z trzech rudych (Giokonda, Gracja i właśnie Gwiazda) jest najbardziej towarzyskim i ciekawskim koniem.
Pierwsza lonża, pierwsze wsiadanie - pamiętam doskonale. Gdzieś w zdjęciach mam takie uchwycone zwykłą cyfrówką gdy wysadziła na lonży zadem. Już wtedy wiedziałam, że będzie to koń z charakterem. Moją pierwszą jazdę na niej też pamiętam. Nieogarnięty, sztywny koń z motorkiem w dupce. Za to z najwygodniejszym kłusem na świecie! Mogła zasuwać nie wiem jak i mimo, że była na prawdę rozgarnięta szło pięknie siedzieć. Zupełne przeciwieństwo Prymusa, na którym to wysiedzieć to nie lada wyzwanie.
Wtedy, kiedy była jeszcze Giokonda z Gracją nie jeździłam na niej tak często. Wsiadałam tylko czasami, tak dla odmiany ale też z ciekawości jak ten młody koń z tygodnia na tydzień lepiej chodzi. Miała tendencje do uciekania ze ścieżki, w galopie można było działać cuda a koń i tak uciekał ze ścieżki wyginając głowę w przeciwną stronę i myśląc sobie "hehe znowu dała się wkręcić". Na bat reagowała dość chaotycznie, ale na łydki z lekkim oporem "czego ona ode mnie znowu chce.. przecież przed chwilą chciałaś kłus..".
Lata wstecz, gdy na wakacje była Kamila z Warszawy w Szumiącej, Gwiazda zrobiła mi niezapomnianą jazdę, którą pamiętam do dzisiaj. Po tamtym momencie zaczęłam się bać tego konia.. Na nieszczęście dla niej na nie długo. Wszystko było dobrze, do czasu gdy zaczęłam wymagać. Taka jestem? Nie będzie przecież robiła tego co ja chcę! Jeden bacik a walczyłam o życie. Rozszalała się, woziła mnie totalnie bez kontroli po całej ujeżdżalni z barankami i wszystkim co tylko się da. Dzielnie siedziałam przykładając przypadkowe baciki więcej i więcej. Jak to Kamila po jeździe powiedziała "ze strachu o Ciebie zdrapałam cały lakier z paznokci!". Tak, tego zapomnieć się nie da a ja wtedy szybko nie wróciłam na jej grzbiet. Później byłam już zajęta pracą z Gracją i Giokondą, aż wróciłam do niej. Chodziła jak typowy rekreacyjny konik, taka fleja. Łydka - koń idzie, skręcanie "wodzami", koń bardzo do przodu. "Ale tylko spróbuj skręcić to pożałujesz! Nie wejdę do środka! Pffff wolta? Chyba sobie żartujesz.. Czego Ty ode mnie wymagasz?!".. Jazda zawsze wyglądała tak samo - wsiadasz, stępujesz, kłusujesz, galopujesz, kłusujesz, galopujesz, kłusujesz, stępujesz, zsiadasz. I tak w kółko to samo. Bo inne dzieci, które na nią wsiadały tak jeździły, to było dla niej to normalne. A ja stając się z dnia na dzień coraz bardziej ambitniejszym jeźdźcem zaczęłam czegoś wymagać. Nie było jazdy po ścianie, więcej kół, ósemek, chociaż dalej w stylu takim, że lepiej nie mówić. No ale czego ja się chcę spodziewać po koniku rekreacyjnym?
Wzięłam sprawy w swoje ręce i od czasu jak nie ma rudych pracuję z Gwiazdą. Czytam jak mogę z nią pracować i to po prostu robię. Nie pracujemy już nad tym, żeby udało się zrobić koło o zamierzanej wielkości, albo żeby koń zrobił ósemkę. Minął ten czas i spokojnie mogę powiedzieć, że koń jest gotowy, żeby od niej wymagać. Ostatnio nasza praca w ogóle jest niesamowicie dobra, bo czuje progres. Czuję, aż się serduszko raduje. Koła są równe, regularne, koń się prawidłowo wygina. Przejścia nie stanowią problemu, próbujemy stosować półparady. Zatrzymanie z kłusa nie jest nam już obce a koń sztywny i niechętny zażegnany. Regulacja tempa? Prawidłowa fala sygnałów i koń idzie tak jak ja chcę. Po raz kolejny udowadniam sobie sama, że mogę. Praca z Gracją też przynosiła widoczne efekty. Sztywny konik robił się miękki i luźny, Gwiazda tak samo jest już na dobrej drodze. Galop na dobrą nogę w prawo do wywalczenia. Koń ufa mojej ręce i moim sygnałom. Kiedyś jazda na niej to była walka, teraz jest to przyjemne i chcę więcej.
Tydzień temu miałyśmy najlepszą jazdę w naszym życiu. Praca na kołach, koń stał się luźny. Galopy wręcz cudowne w porównaniu do tego co było. Głowa się obniżyła a koń jest sterowny.
Do czego zmierzam? Hmmm. Pracuję sama, nikt nie mówi mi co i jak mam robić a mimo to, staram się i widzę postępy. Daleka droga przed nami, ale przecież chęci i jakaś wiedza wystarczą nie? Nie szykujemy się na zawody, pracuję dla siebie. Czuję się wspaniale wiedząc, że to jak chodzi ten koń jest moją zasługą. Nawet spróbowałyśmy cordeo i było ładnie jak na pierwszy raz. Dla konia to coś nowego.. No bo jak to tak bez ogłowia? Tak można? Niewidzialna nić porozumienia tak jak to było z Gracją i Giokondą chyba wdała się i w te relacje. Jestem głodna dalszej pracy i efektów. Mogę tak pisać i pisać, bo jest to dla mnie piękne. A będzie jeszcze lepiej i na pewno kiedyś jeszcze coś tu na ten temat napiszę!
Gwiazda kochanie spinaj zadek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz