poniedziałek, 25 stycznia 2016

Człowiek stworzony z miłości do miłości.

To bez sensu, wszyscy piszą i mówią o miłości, pragną jej i czekają na nią. Jest tego warta? Wiele ludzi żyje głównie dla miłości, w tym ja, która bez miłości czułaby się niepotrzebna. I chodzi tu o różnoraką miłość czy to do mężczyzny swojego życia, rodziny czy też do przyjaciół bądź zwierząt. Jak to wygląda? Piszą, że jest kilka etapów zakochania/zauroczenia.. No ale czy zawsze trzeba podchodzić do tak prostych rzeczy naukowo? Dobrze, zacznijmy od początku..
Pierwsza faza to pragnienie i pożądanie. Czuliście pożądanie i pragnienie osoby z którą zaczynacie się spotykać? Człowiek jeszcze nie wie, ale organizm już wariuje. Powiedzmy, że wiem to z autopsji. Przytoczę wam tu pewnie moją historię w którą do dzisiaj czasami nie mogę uwierzyć. Jak to jest pożądać kogoś kogo jeszcze dobrze nie znamy? Zawsze serce kłóci się z rozsądkiem, a czy to nie za szybko, a czy tak wolno. Człowiek jest istotą skomplikowaną tak bardzo, że czasami zastanawiam się czy nie powinnam w tym momencie rozmawiać z psychiatrą. Ale miłość zawsze zaskakiwała i zawsze zaskakiwać będzie. Pojawiło się pożądanie, co dalej? Zaczynamy bardziej interesować się drugą połówką, fascynować i oczywiście zauroczać. Tak więc druga faza to fascynacja i zauroczenie. Czujemy mocniejsze bicie serca, nogi zaczynają dygotać, ręce nerwowo przebierać i zmieniać położenie, zaczynają się niekontrolowane szczękościski uśmiechów, przenikająca radość. Rzucasz się na łóżko, krzyczysz w poduszkę ze szczęścia, po czym kładziesz się na plecach i zaczynasz się śmiać. Zwariowałaś? Nie to jeszcze nie choroba psychiczna, to tylko zauroczenie. Nie wspominam tu oczywiście o rozczarowaniach ani o tych negatywnych momentach, których również zabraknąć nie może, ale bądźmy optymistami. Co dalej? Do zakochania jeden krok - zaangażowanie.  Krok poznania jego rodziców, czy Cię polubią, co o Tobie będą myśleć. Chyba każdy boi się tego poważnego kroku. Ale pamiętajmy, że to zawsze krok do przodu, a kto nie zaryzykuje ten nigdy się nie dowie a powiem, że można wiele stracić. Wiecie już o sobie więcej, więcej czasu spędzacie razem, zaczynacie myśleć o wspólnej przyszłości. Pięknie co? Nie da się pozostać na etapie pożądania i fascynacji przez całe życie. Z czasem coraz bardziej poznajemy daną osobę a co za tym idzie, zaczynamy być świadomi zarówno jej zalet jak i wad. A kochamy nie tylko za coś, ale również mimo czegoś. Miłość to miłość. Akceptacja wad, przechodzenie przez kłótnie bez rezygnacji ze wszystkiego. Ciężko dopasować się idealnie do kogoś w taki sposób, żeby wasze życia stały się jednym. Ale kto mi powie, że nie warto się kilka razy sparzyć, żeby ostatecznie zbudować coś pięknego?
Tak właśnie było ze mną. Nie chcę wspominać tu o wszystkich pomyłkach, których żałuję bardziej lub mniej, chociaż mówią, żeby nie żałować, bo się przynajmniej spróbowało. Pierwszy raz w życiu udało mi się przejść przez wszystkie etapy, tak sobie teraz myślę. No ale nie lubię porównywania uczuć z pewną teorią, bo mimo, że schemat podobny, to rzeczywistość i tak wyjątkowo inna.
Jak to było? Zobaczyłam go już kilka lat temu na zawodach. Koniarze to jedna wielka rodzina a co w rodzinie to nie zginie nie? "Jaranie się" jeźdźcami, bo tacy przystojni, bo tacy ładni, bo tacy uzdolnieni - "on będzie moim mężem". Los chciał, że w zeszłym roku moje życie stanęło do góry nogami, totalnie. Pierwsze spotkanie, drugie spotkanie. Pamiętam wszystko jakby to było wczoraj. Szczerze to nie chciałam w to uwierzyć, nadal w to nie wierzę. Ile razy miałam wrażenie, że to jest to? Ile razy każda dziewczyna miała takie wrażenie? Na pewno wiele razy, ale wtedy przychodziło rozczarowanie. Ile razy ja tak pomyślałam? Szczerze? Tylko raz, 7 miesięcy temu. Choć nie chciałam w to wierzyć, bo zawsze jak się czymś człowiek bardzo przejmuje to zwykle później się budzi i okazuje się, że to był tylko sen. Chyba pierwszy raz zarzekałam się, że nie wiem czy coś z tego będzie no i kurde jak na złość wyszło. Nie żałuję, że tak się stało, cierpliwość popłaca. Zarzekałam się negatywnie, ale ani na sekundę nie zwątpiłam.  Oswoił mnie ze wszystkim, co ludzkie. Przełamałam wiele barier psychicznych, bo te są zmorą. Zaufanie dość szybko przełamane, wszystko wielką niespodzianką, najpiękniejszą na świecie.
Uwierzcie mi, że do dzisiaj głaszcząc go po głowie, całując, patrząc na niego czy trzymając za rękę, nie mogę uwierzyć w to, że to się dzieje na prawdę.
Miłość nie jest łatwa, miłość jest bardzo trudna. Nie żyjesz już tylko dla siebie, ale też dla kogoś. Kobiety przeżywają to wewnętrznie jakby dostały nowe życie i nową szansę - właśnie do takich należę, to moja ostatnia szansa. Już 7 miesięcy minęło tej miejmy nadzieję niekończącej się bajki. Mój książę na białym koniu (dosłownie) pojawił się w moim życiu niespodziewanie i ciągle mnie zaskakuje.. A ja czuję się coraz bardziej zakochana (nie wiem już czy można bardziej). Rozłąka na początku związku była najgorsza, dwa miesiące dzielących nas setek kilometrów a mimo wszystko daliśmy radę i jesteśmy tu gdzie jesteśmy razem. O niczym innym w tym momencie nie marzę, by być z tym człowiekiem do końca życia. 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Wolna wola przyszłości.

   Jak to jest, że raz mam ochotę zniknąć a raz pragnę czegoś wielkiego? Znowu budzi się we mnie życie, tak czuję. Chrzanić to wszystko, co utrudnia istnienie. A jeżeli znowu jadę w stronę bagna i za chwilę będę tonąć? Przejmować się czy nie? W tym momencie mówię nie. "Lepiej spróbować, niż żałować, że się nie spróbowało". Dlaczego miałabym udawać kogoś kim nie jestem? 
   Jestem chora. Tak, duszę się, nie śpię w nocy a moje zmęczenie można porównać do ciężkiego treningu. Co robię? O dziwo nie leżę w łóżku i nie użalam się nad tym, że zaraz rozchoruję się bardziej. To nieodpowiedzialne, głupie, bla bla bla. Ale nie o to chodzi. Mam na myśli to, że żyję. Z jednej strony brak ochoty i sił na cokolwiek, ale zaś z drugiej strony pojawiło się coś pięknego, co ciężko zaniedbać. Przede mną albo najpiękniejsze chwile w życiu, albo.. albo nie wiem. Po prostu tą kwestię zostawię otwartą, w spokoju. Niech ta bliska przyszłość sama odpowie na to pytanie. 
   Znów ocieram się o szczęście. To wszystko tak szybko biegnie. Chociaż o dziwo taki bieg wydarzeń wcale mi niczego nie komplikuje. Gdy jest gorzej to we wszystkim się gubię, nawet jeżeli jest to proces okropnie żmudny i nudny. Natomiast jeżeli nagle wychodzi słońce i grzeje coraz mocniej to wszystko staje się prostsze. Mam wielką nadzieję, że kiedyś to wszystko zrozumiem. 
Na razie niech się dzieje co chce!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Kobieca logika jak zawsze zawodna.

  Jak to jest, że istniejesz i próbujesz nadawać swojemu i w mniejszym stopniu, nawet jeżeli nieświadomie mojemu życiu jakikolwiek sens? Żyjesz obok. Blisko, ale jednak daleko. Dlaczego nie mogę zaprosić Cię na zabawę klockami i herbatę malinową, którą będziemy pić z zabawkowego zestawu? Na długi spacer i przesiadywanie na drzewie? No tak, nie mamy już 10 lat, bym zapomniała. Zdawać by się mogło, że to takie proste, jednak gdy czegoś już chcę, moje czyny i słowa zostają zatrzymane przez czerwone światło.
  Każda dziewczyna na którą patrzysz, wydaje się być sto razy lepsza niż ta, na którą nie patrzysz tak jakby ona chciała. To moje spostrzeżenie. To wszystko wydaje się być zupełnie bez sensu i tak to też sobie tłumaczysz. Ustalasz hierarchię wartości w której jestem wysoko, lecz nie tak wysoko jakbym chciała. 
  Czuję niemoc. Tak, jakbym musiała nauczyć się wszystkiego od zupełnego początku. Hej, jeszcze żyję i pragnę tego życia. Pragnę tak bardzo jak tego, czego mieć nie mogę. Czekam na tęczę, po cichu walcząc z własnym istnieniem. 
  Przyjdź, rzuć w moje okno bukietem tych brzydkich kwiatów, które od urodzenia próbują rosnąć w moim otoczeniu. Wyłoni się brzydka postać. Zdejmiemy buty, pójdziemy deszczową ulicą, świecącą się na złoto. Nie wiem po co i dlaczego. Ale przecież co nieoczekiwane jest zaskakująco piękne, prawda? Spójrz na mnie. Co widzisz? Zastanów się, dlaczego tak na mnie patrzysz? A teraz wyobraź sobie, że jesteś tam sam. Co czujesz? 
Niezgodna z tym wszystkim, co jest dookoła. Wbrew wszystkiemu co istnieje.

  Ucieczka to najlepsze wyjście? Wiele razy uciekałam. Pomaga, ale nie na długo. Później i tak trzeba się z tym zmierzyć. Uczę się wszystkiego od nowa. Od nowa stawiać czoła tym banalnym problemom, które będą dręczyć mnie do końca życia. No chyba, że na to nie pozwolisz. 
  Ile ludzi zewnętrznie oddaje wrażenie takich jakimi na prawdę nie są? Ile czasu trzeba poświęcić takiej osobie, żeby zajrzeć tak głęboko w duszę, żeby zobaczyć to wszystko, czego Kowalski na ulicy nie zobaczy? Nieważne jak wielką motywację bym miała, owszem, uda mi się. Bardziej lub mniej, ale uda. Dawno nie byłam w tak chorych relacjach międzyludzkich. Nie ma żadnego ciężaru, którego to jestem marionetką. Rozumiesz to wszystko? Niczego nie rozumiesz. Tyle otwartych pytań, tak mało doświadczenia by na nie odpowiedzieć.
  Bądź w stanie panować nad własnymi uczuciami, które szanuję. To wszystko przypomina już coś beznadziejnie dołującego. Ale nie jest takie. Gdyby ktoś kiedyś próbował uporządkować myśli kobiety, która mimo zdecydowania jest niezdecydowana to by chyba zwariował. 
  Spójrz w lustro. Co widzisz? Powiedz to. Będziesz to w stanie powtórzyć w nieco inne oczy niż te, które właśnie oglądasz? Potrafisz uwolnić emocje? Dasz radę ponieść się fantazji i zrobić to, na co masz ochotę? Wiesz na co masz ochotę? Staraj się nie zaprzeczać temu, czego słuchasz. Teraz pytanie, jakich głosów słuchasz? Przestań się w końcu martwić o przyszłość.


 Zatańcz ze mną.
Kręć mną do zachodu słońca.
Niech wszystko idealnie wiruje po kres naszych dni.
~autorskie





poniedziałek, 17 listopada 2014

Nieidealna perfekcja.

  Totalnie nie wiem od czego zacząć. Ostatnimi czasy gubię się we własnych myślach. Ostatni raz, bodajże w marcu pisałam o uwalnianiu emocji. No i właśnie.. Minęło parę długich miesięcy, jednych pozytywnych, drugich negatywnych. Uwalnianie emocji w pewnych momentach życia potrafiło mi tylko wszystko utrudnić. Minimalizowanie problemów poprzez zanurzanie się we własnych emocjach wcale nie było i nadal nie jest takie proste. Po wakacjach rozpętała się wielka burza w mojej głowie, która do dzisiaj próbuje mnie zniszczyć. Najbardziej nie lubię zostawać sama ze sobą. Tak tak, ktoś by powiedział, że sama sobie zaprzeczam, pisząc ostatnio o tym, że przebywanie samemu ze sobą i własnymi myślami pozwoli nam właśnie siebie zrozumieć. Nieważne jak bardzo starałabym się o emocjonalną perfekcję, zawsze wszystko ostatecznie szlag trafia.. No dobra, może nie wszystko, ale większość. Mogę to oczywiście zwalić na jesienne depresje, które z roku na rok są coraz silniejsze. Od czego to może zależeć? Przecież mam cudownych przyjaciół, kochającą rodzinę. Czego chcieć więcej? Przestałam zauważać piękno w rzeczach nawet drobnych. Jak dla mnie, zawsze uśmiechniętej i pozytywnie nastawionej do życia na przekór wszystkim utrudnieniom dziewczynie jest to dobijające. Tak jakby uszło ze mnie życie.
 Budzę się rano, jest neutralnie. Nawet chcąc się uśmiechnąć do zdjęć przyjaciół wiszących wszędzie w moim pokoju, czy też nawet do głupiego portretu nie potrafię. Siadam na dywanie, patrzę w lusterko. Kiedyś potrafiłam powiedzieć sobie nawet ironicznie "dzień dobry, jesteś ładna na swój sposób, a zaraz będziesz jeszcze ładniejsza", dzisiaj nie jestem do tego zdolna. Widzę tą samą twarz od nastu lat, dzień w dzień. Robię make up, bo lubię. Jest lepiej, ale nie tak jakbym chciała, żeby było. Jem śniadanie. Znowu owocowa herbata i kanapki zrobione przez mamę. Smaki, które codziennie rano tworzą fundament każdego dnia. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć umyć zębów, dosłowna monotonia. Zapewne śpiąc robiłabym to wszystko automatycznie. W szkole zazwyczaj jest dobrze, ale tylko na chwilę. Czasami fałszywy, czasami prawdziwy uśmiech na mojej twarzy, czasami uciekam myślami gdzieś bardzo daleko i mam ochotę nie wracać. Koniec lekcji, czas do domu. Jakiś frajer prawie wpadł mi pod samochód, hamulce, pisk, stan przedzawałowy. I teoretycznie jest to koniec dnia. Do wieczora jeść, uczyć się, odpoczywać, spać. Oczywiście są wyjątki, ale nie dziś. Taki był dzień dzisiejszy i tak to wygląda ogółem. Gdzie tu oznaki pełni życia? 
  Moja mała skryta miłość bez zobowiązań znowu jest ze mną. Tak, chodzi o przyjaciela. Czasami przerwa pokazuje na prawdę, kto jest prawdziwy. Tak było jakiś czas temu z jedną osobą a teraz z drugą. Patrząc znowu w te same wesołe oczy, które jako jedne z niewielu trzymają mnie przy życiu to cudowne uczucie, nawet gdy jest źle. Trzeba dać z siebie na prawdę wiele, żeby móc wysłuchiwać, że to głupie, żeby się okaleczać fizycznie i psychicznie. Tak więc wiele się zmieniło, zmienia i zmieniać będzie. Nie mam pojęcia jak długo, czas pokaże. 
   Co jeszcze? Wieczorem tyle mam do powiedzenia, a teraz patrzę w ten głupi edytor i nie wiem jak wszystko ubrać w słowa, żeby nikt nie odebrał tego źle. Czasami wolę milczeć niż tłumaczyć coś, co źle zrozumiane spowoduje kłótnię. Bez przytaczania konkretów. 

Chcę jechać na koniec świata i tam zostać. Ale nie sama. Samotność dobija bardziej niż towarzystwo ludzi, których czasami tak bardzo nie lubię. Mogę znowu powiedzieć, że szczerze tęsknię, płaczę wspominając, oczekuję wielkich szczęśliwych rzeczy, czegoś zwariowanego, co zmieni moje życie. Ale zaraz przypominam sobie jak bardzo mam to wszystko gdzieś i jednak mi się nie chce. Mogę powiedzieć, że chciałabym móc kochać, ale jeżeli nikt nie potrafi dać i nauczyć miłości, to też mi się nie chce. Wyjść na dwór i cieszyć się ze spadających liści z ukochanej brzozy na której spędziłam część swojego życia. A, sorry.. brzoza umarła kilka lat temu. Mogę powiedzieć, że wiem czego chcę, ale jednak nie wiem. I jakby nie patrzeć nie mam ochoty na nic. Nie wspominajmy o życiu, bo jak odechce mi się żyć, to już będzie koniec świata.. Kogo mogę zabrać ze sobą?

To wszystko po prostu jest zdrowo popierdolone.


To nie tak, że nie lubię ludzi bez powodu. Po prostu przelewam na nich niechęć jaką czuję do siebie.

~ nieidealna perfekcjonistka

piątek, 14 marca 2014

Uwalnianie emocji.

Czy warto pisać pod wpływem emocji? Do czego to prowadzi? Nienawidzę być smutna. Chciałabym wymagać od siebie emocjonalnej perfekcji. Chciałabym bezustannie dobrego samopoczucia i pozytywnego nastawienia do życia. Za każdym razem przechodzę frustrację, przez to, że oczekuję od samej siebie emocjonalnej perfekcji. Nie potrafię doprowadzić się całkowicie do takiego stanu, ale próbuję. Dążenie do tak wielkiego zminimalizowania problemów, że wszystko byłoby łatwiejsze. Taaaak, każdy by tak chciał. Przeżywam rozczarowania i smutki, ponieważ przez to nastawienie czuję się źle i myślę tylko, że przecież powinnam czuć się dobrze zawsze i wszędzie. Często gdy oceniamy swoje emocje nie zauważamy problemu i tkwimy w tym negatywnym i dobijającym nas stanie. Ba, nawet go pogłębiamy! Czując się źle nie możemy nakładać na to kolejnych destruktywnych odczuć. Najlepszym sposobem na nasz stan wewnętrzny jest ktoś powiedziałby, że rozmowa.. Otóż nie. Należy zajrzeć do wewnątrz siebie, pobyć ze sobą sam na sam i zanurzyć się w te emocje jak zawodowy nurek. Fundamentem inteligencji emocjonalnej jest umiejętność nazywania emocji i wyrażania ich. Otwarte wyrażanie odczuwanych emocji to najlepszy sposób na uwalnianie ich. Tłumienie emocji sprawia, że kumulują się one w nas i dręczą bez końca. Uczymy się siebie całe nasze życie. Nauczmy się tak, żebyśmy mogli śmiało powiedzieć "tak, panuję nad swoimi uczuciami i emocjami". Bądźmy niezależni.

Dojrzałość.


Czym jest dojrzałość? Wiele osób błędnie odczytuje sens tego. Człowiek dojrzały wie kim jest, czego chce w życiu i po co żyje. Jest świadom konsekwencji własnych wyborów, decyzji, jest odpowiedzialny. Dojrzałość jest pewną sumą przemyśleń, doświadczeń i wyborów. Niekoniecznie musi iść w parze z wiekiem. Jest to umiejętność nawiązywania bliskich relacji w których człowiek pozostaje sobą i szanuje odrębność drugiego człowieka. To również posiadanie i konsekwentne trzymanie się własnej hierarchii wartości. Indywidualną sprawą jest to, że taki człowiek wie, kiedy może pozwolić sobie na szaleństwo i w jakich granicach. Wielu ludzi z tymi granicami ma jednak problem. Należy również stawiać czoło problemom a nie uciekać przed nimi i rozkładać ręce gdy coś nie wychodzi. Należy myśleć, co zrobić aby wybrnąć z tej sytuacji a następnie działać. 
Dojrzałość to wieczny proces. Zawsze jest coś do zrobienia lub poprawienia w sobie. To zrozumienie siebie, własnych odczuć, emocji, myśli. To świadomość, że aby być dojrzałym trzeba stale nad sobą pracować. Nie można rozsiąść się w fotelu i powiedzieć "jestem dojrzała, od dziś nic nie robię".
Dojrzałość jest pożądana i wysoko ceniona przez ludzi. Zdaniem wielu kobiet, ich mężczyźni są często niedojrzali. Przekładem tego jest zaniedbywanie obowiązków domowych, spędzanie zbyt wiele czasu z kolegami oraz niepokojąco lekkomyślne zachowanie się w kontaktach z innymi kobietami. Zdaniem wielu mężczyzn, dorosłe kobiety bywają także niedojrzałe, ale na ogół jest to spostrzegane jako urocze a nawet fascynujące! 
Ponieważ dojrzałość związana jest z określonym kształtem osobowości, to można by oczekiwać, że jest czymś dość trwałym. Nie oznacza to jednak, że osoba dojrzała zawsze w każdych okolicznościach będzie postępować w sposób dojrzały, czyli zgodnie z tym, czego oczekuje od niej otoczenie. Czasami przydaje się nutka dziecinności, oczywiście w pewnych wyznaczonych przez siebie odpowiednio granicach.


"Schody życia mają cztery stopnie: dzieciństwo, młodość, dojrzałość i starość. Wchodząc nie wiesz na którym stopniu zatrzyma się Twój krok. Bylebyś tylko każdy przeżył dobrze."

czwartek, 13 marca 2014

Sukces?


  Czy pracę z nią można nazwać już sukcesem? Może nie całkowitym a raczej częściowym, ale można. 
  Gdy pierwszy raz przyjechałam do Szumiącej miała ona coś ponad rok. Była małym długonogim źrebakiem o niesamowitej urodzie. Nosiła i w sumie nadal nosi miano "słodziaka", "konika domowego". Nie znam innego konia, który aż tak bardzo reaguje na drapanie! Gdy trafi się na dobre miejsce to koń po prostu odpływa, ale też mizia pyszczkiem wszystko co ma pod nosem lub jak się pozwoli to staje się najlepszym masażystą! Z trzech rudych (Giokonda, Gracja i właśnie Gwiazda) jest najbardziej towarzyskim i ciekawskim koniem. 
  Pierwsza lonża, pierwsze wsiadanie - pamiętam doskonale. Gdzieś w zdjęciach mam takie uchwycone zwykłą cyfrówką gdy wysadziła na lonży zadem. Już wtedy wiedziałam, że będzie to koń z charakterem. Moją pierwszą jazdę na niej też pamiętam. Nieogarnięty, sztywny koń z motorkiem w dupce. Za to z najwygodniejszym kłusem na świecie! Mogła zasuwać nie wiem jak i mimo, że była na prawdę rozgarnięta szło pięknie siedzieć. Zupełne przeciwieństwo Prymusa, na którym to wysiedzieć to nie lada wyzwanie.
Wtedy, kiedy była jeszcze Giokonda z Gracją nie jeździłam na niej tak często. Wsiadałam tylko czasami, tak dla odmiany ale też z ciekawości jak ten młody koń z tygodnia na tydzień lepiej chodzi. Miała tendencje do uciekania ze ścieżki, w galopie można było działać cuda a koń i tak uciekał ze ścieżki wyginając głowę w przeciwną stronę i myśląc sobie "hehe znowu dała się wkręcić". Na bat reagowała dość chaotycznie, ale na łydki z lekkim oporem "czego ona ode mnie znowu chce.. przecież przed chwilą chciałaś kłus..". 
  Lata wstecz, gdy na wakacje była Kamila z Warszawy w Szumiącej, Gwiazda zrobiła mi niezapomnianą jazdę, którą pamiętam do dzisiaj. Po tamtym momencie zaczęłam się bać tego konia.. Na nieszczęście dla niej na nie długo. Wszystko było dobrze, do czasu gdy zaczęłam wymagać. Taka jestem? Nie będzie przecież robiła tego co ja chcę! Jeden bacik a walczyłam o życie. Rozszalała się, woziła mnie totalnie bez kontroli po całej ujeżdżalni z barankami i wszystkim co tylko się da. Dzielnie siedziałam przykładając przypadkowe baciki więcej i więcej. Jak to Kamila po jeździe powiedziała "ze strachu o Ciebie zdrapałam cały lakier z paznokci!". Tak, tego zapomnieć się nie da a ja wtedy szybko nie wróciłam na jej grzbiet. Później byłam już zajęta pracą z Gracją i Giokondą, aż wróciłam do niej. Chodziła jak typowy rekreacyjny konik, taka fleja. Łydka - koń idzie, skręcanie "wodzami", koń bardzo do przodu. "Ale tylko spróbuj skręcić to pożałujesz! Nie wejdę do środka! Pffff wolta? Chyba sobie żartujesz.. Czego Ty ode  mnie wymagasz?!".. Jazda zawsze wyglądała tak samo - wsiadasz, stępujesz, kłusujesz, galopujesz, kłusujesz, galopujesz, kłusujesz, stępujesz, zsiadasz. I tak w kółko to samo. Bo inne dzieci, które na nią wsiadały tak jeździły, to było dla niej to normalne. A ja stając się z dnia na dzień coraz bardziej ambitniejszym jeźdźcem zaczęłam czegoś wymagać. Nie było jazdy po ścianie, więcej kół, ósemek, chociaż dalej w stylu takim, że lepiej nie mówić. No ale czego ja się chcę spodziewać po koniku rekreacyjnym?
  Wzięłam sprawy w swoje ręce i od czasu jak nie ma rudych pracuję z Gwiazdą. Czytam jak mogę z nią pracować i to po prostu robię. Nie pracujemy już nad tym, żeby udało się zrobić koło o zamierzanej wielkości, albo żeby koń zrobił ósemkę. Minął ten czas i spokojnie mogę powiedzieć, że koń jest gotowy, żeby od niej wymagać. Ostatnio nasza praca w ogóle jest niesamowicie dobra, bo czuje progres. Czuję, aż się serduszko raduje. Koła są równe, regularne, koń się prawidłowo wygina. Przejścia nie stanowią problemu, próbujemy stosować półparady. Zatrzymanie z kłusa nie jest nam już obce a koń sztywny i niechętny zażegnany. Regulacja tempa? Prawidłowa fala sygnałów i koń idzie tak jak ja chcę. Po raz kolejny udowadniam sobie sama, że mogę. Praca z Gracją też przynosiła widoczne efekty. Sztywny konik robił się miękki i luźny, Gwiazda tak samo jest już na dobrej drodze. Galop na dobrą nogę w prawo do wywalczenia. Koń ufa mojej ręce i moim sygnałom. Kiedyś jazda na niej to była walka, teraz jest to przyjemne i chcę więcej.
  Tydzień temu miałyśmy najlepszą jazdę w naszym życiu. Praca na kołach, koń stał się luźny. Galopy wręcz cudowne w porównaniu do tego co było. Głowa się obniżyła a koń jest sterowny.
  Do czego zmierzam? Hmmm. Pracuję sama, nikt nie mówi mi co i jak mam robić a mimo to, staram się i widzę postępy. Daleka droga przed nami, ale przecież chęci i jakaś wiedza wystarczą nie? Nie szykujemy się na zawody, pracuję dla siebie. Czuję się wspaniale wiedząc, że to jak chodzi ten koń jest moją zasługą. Nawet spróbowałyśmy cordeo i było ładnie jak na pierwszy raz. Dla konia to coś nowego.. No bo jak to tak bez ogłowia? Tak można? Niewidzialna nić porozumienia tak jak to było z Gracją i Giokondą chyba wdała się i w te relacje. Jestem głodna dalszej pracy i efektów. Mogę tak pisać i pisać, bo jest to dla mnie piękne. A będzie jeszcze lepiej i na pewno kiedyś jeszcze coś tu na ten temat napiszę!

Gwiazda kochanie spinaj zadek :)