Ferie powoli dobiegają końca. Były to jedne z lepszych chwil jakie spędziłam. Było na prawdę dużo czasu na przemyślenia, na rozpracowanie siebie. Tak tak, znowu zaczynają się brednie, ale tak jest. Ostatnio jak tu zajrzałam była niedziela, 6 dni temu, kiedy to byłam zupełnie innym człowiekiem. Dziwne, prawda? W środę rozpoczęła się rozplanowana ucieczka od rzeczywistości - kierunek Bydgoszcz. Przed południem dotarliśmy na miejsce przebijając się przez tłumy ludzi na dworcu, w autobusie. Cały dzień spędziłam z laptopem na kolanach, oglądając non stop filmy. Wiecie jakie miałam przekonanie do 'Zmierzchu' ? Wszyscy się tym jarają to pewnie jest jakieś gówno. Z 'Salą Samobójców' właśnie tak było, bo po obejrzeniu tego zraziłam się totalnie. Z wielką niechęcią patrzałam jak Karolina włącza DVD z napisem 'Zmierzch' najpierw część 1, potem 2, następnie 3 aż w końcu 4. Za każdym razem podchodziłam do tego jednak inaczej. Zobaczyłam i się po prostu zakochałam. Muzyka która wywołuje łzy i takie spojrzenie w przeszłość jak i też w przyszłość, jak jest teraz, jestem sama. Na temat filmów już chyba mówiłam, ale to już zupełnie co innego. Zazdroszczę, po prostu zazdroszczę. Rozdrabniam się i piszę głupoty ale przez niby zwykłą ekranizację coś niezwykłego się we mnie dzieje. Szukam nadziei, rozmów z ludźmi płci przeciwnej na których mi zależy. Szukam ukojenia i odnalezienia się po obejrzanym marzeniu. To wszystko jest takie magiczne.. Takie życie jakiego chciałabym spróbować. Nie żadne wampiry ani żadne z tych spraw, ale po prostu inne. Aż pożyczyłam od Karolci wszystkie części by móc to wszystko jeszcze raz przetworzyć w ciszy i spokoju. Bez natłoku cudzych myśli i komentarzy - tylko ja i moje durne życie. Chciałabym żeby się parę rzeczy zmieniło a odległości nie wydawały się aż tak wielkie.. Na razie wiem, że trzeba zaakceptować rzeczywistość i poczekać aż przyjdzie na mnie kolej.
Kolejna sprawa a mianowicie czwartek. Wyprawa do kina, jakby mi jeszcze mało filmów było, taa. Zakupowe szaleństwo i te sprawy. Wszystko sprawiło mi tyle radości i nawet to, że znalazłam się wśród ludzi. Kolejne spojrzenie na świat. Ktoś by powiedział, że mam wspaniałe i kolorowe pełne przygód życie. Oczywiście ja twierdzę inaczej i ciągle mi mało. No a film świetny z genialną obsadą. Od razu wiedziałam, że 'Podróż na tajemniczą wyspę' to nie będzie gówno. No i nawet okulary 3D dostałam :D Wieczorem wtoczyliśmy się w niezłe towarzystwo dwóch chłopaków z bloku i Domi z którymi urządziliśmy sobie na 10 piętrze na klatce popijawę. Było piwo, czysta wódka i jakiś smakowy 60% alkohol. Także możecie sobie wyobrazić jak wyglądał nasz spacer dookoła jeziora o 22. Przynajmniej poznałam nowych ludzi, napiłam się i w ten czas się niczym nie przejmowałam. Kolejny dzień - piątek. Po ciężkiej nocy planowana była sesja zdjęciowa, ale pogoda popsuła plany. Byłam tak podjarana, że nowe miejsce, nieznany fotograf, który może zdziałać cuda i inne spojrzenie na fotomodeling. Cóż, nie mogłam nic zrobić. Z matka naturą nie wygrasz. No i w sumie spacer w 10 cm. szpilkach do sklepu i zoologicznego nie był dobrym pomysłem na urozmaicenie nudy i nadmiaru pieniędzy, bo? Bo wracałam na samych skarpetkach przez obłocone ścieżki pomiędzy blokami. Miny ludzi widzących mnie paradującą z butami w ręku, idącą w skarpetkach po nieprzyjemnie mokrych drogach - bezcenne. Piątek był także dniem wylegiwania się przed laptopem.
Dzisiaj rano przed 9 wyruszyłyśmy na dworzec. Idąc w stronę młodziutkich, przystojnych żołnierzy spotkało mnie na prawdę coś miłego. Czesana wiatrem, włosy które jednym podmuchem odkryły mi twarz, spojrzałam na nich. Widząc, że dziwnym trafem całe stado patrzy się na mnie jakbym była duchem usłyszałam tylko szepty "ale piękna". To było do mnie? Tak to w sumie mogłam odebrać. Miło takie coś słyszeć. Później kolejni dwaj w pociągu nie odrywali ode mnie wzroku. Ja byłam w swoim świecie, słuchając kojącej muzyki, patrząc na słońce przebijające się przez chmury i korony drzew, spoglądając na fruwające, obłąkane, czarne ptaki i przebijające się przez pola małe sarenki. Tak lubię. Jeszcze tylko brakowało mi jednej melodii do szczęścia i oczywiście jego. Jestem skromnym człowiekiem, wierzę w cuda, w duchy, w dziwne 'zbiegi okoliczności' oraz w to, że marzenia się w końcu spełniają.
Dzisiaj bardzo wietrzny i chłodny dzień, ale koniary się nie łamią. Z Karoliną i Anią wybrałyśmy się na kolejny cudowny teren. Pan ucieszył się z nowego czapraka, którego dałam w prezencie oraz z towarzystwa. Im więcej terenów tym bardziej zwariowane i ześwirowane. Na samym początku ziemię pocałowała Ania. No tak, koń się potknął i wylądował przodem na ziemi a Ania cudnie wyleciała przez szyję. Nic nikomu się nie stało i kontynuowaliśmy błądzenie po lesie. Wiatr był tak silny, że gdy jechaliśmy drogą na polu normalnie nas zwiewał na bok. Momentami myślałam, że mój wszech panikujący koń będzie cyrkował, bo wiem w sumie jak jazda na niej w takiej pogodzie wygląda. Ku zdziwieniu zachowywała się przyzwoicie oczywiście do czasu. No i nie byłam jedyna, której koń nie wiedział co robi. Teren jak teren - pełen przygód.
Po jutrze już szkoła i wiecie co? Nie martwię się tym. Wiem, że będzie rzeźnia. Wiem, że będzie oglądanie znowu tych fałszywych twarzy i walka z tym by nie zmienić się ze względu na ludzi. To jest ciągłe i nie przerwane. Mimo wszystko tęsknię za nową klasą i na prawdę dziwnymi odpałami. Zacznie się wstawanie o 6 i narzekanie na ciągły brak czasu. Ale właśnie im więcej tego wszystkiego tym mniej. Zaraz wakacje i znowu odpoczynek. Jestem silna i zdecydowana więc jak gdyby nic wrócę do codzienności. Fajne mam nastawienie, nie? Też jestem z siebie dumna a przecież o moich wewnętrznych zmianach nikt nie musi wiedzieć, prawda?
Odżyłam i wróciłam. Miłego czytania ;)