Zaczynając od początku.. Był prze świetny teren! Ośnieżone drzewka, śniegu po kolana, słoneczko przebijające się przez korony drzew i to rześkie powietrze aż zapraszało w teren. Pogoda nas ogółem nie zawiodła mimo, że straszyli śnieżycami. Przydzielanie koni zajęło nam trochę czasu, ponieważ wyszaleć się pierwszy raz od 4 lat, jak już pisałam poprzednio szła Piątka. Miała być testowana przez Anię, ale w końcu po dłuższym stwierdzeniu doszło do tego, że najgrzeczniejszego konia w terenie już niestety nie ma więc trzeba dać Karolci konia, którego dobrze zna i nie świruje przynajmniej na maneżu. To był trafny wybór, bo najpierw Karola miała dosiąść Palmy, ale młodą trochę energia ponosiła i każdy galop to była jedna wielka seria baranów. Tempo było momentami takie zabójcze, że my na rudych z przodu walczyłyśmy, żeby ogarnąć i słyszeliśmy tylko z tyłu dziewczyny na hucułach jak wrzeszczą, że konie nie nadążają :P No ale teren był świetny i konie były grzeczniejsze niż ostatnio. No i dalsza część historii.. W teren jechaliśmy innym wyjściem, za stajnią gdzie otwiera się do lasu taką drabinkę, gdzie jest droga nad jezioro. Po powrocie zapomniało się zamknąć.. Konie się rozsiodłało, poprzykrywało i poszło się do domu na herbatkę. Przyjechała mama i pojechałyśmy robić obiad. Ja jak gdyby nic siedzę sobie obrabiając zdjęcia i nagle telefon od Pana - konie uciekły. Myślałam, że Pan żartował, ale niestety. Okazało się, że to wyjście nie zostało zamknięte i konie uciekły tamtędy.. Od razu rzuciłyśmy wszystko i jechałyśmy pomóc do stajni bo Pan był sam się okazało i nie dałby rady sam koni znaleźć i złapać. Wsiadłam z Panem i Karolcią do terenówki i pojechaliśmy na dwugodzinne poszukiwania stada. Skubane zabunkrowały się na jakimś polu i ciągle uciekały. Totalnie z utraconą orientacją łaziły gdzie je kopyta poniosą. Karolcia dojrzała Palemkę a no wiadomo, gdzie hucułek tam i reszta koni. Pierwsza próba złapania się nie udała. Druga też nie. Trzecia trwała dosyć długo, ale w końcu się udało. Bajerowanie i cyrkowanie koni w drodze powrotnej przeszkadzało nam w przebrnięciu przez wysoki śnieg. Pan szedł z Giokondą i Gwiazdką a ja na końcu zamykałam stado z Piątką. Reszta koni się trzymała nas. Konie zawędrowały pół godziny drogi od stajni. Wróciliśmy to praktycznie było już ciemno. Wszyscy zdenerwowani zamknęliśmy konie w stajni i udaliśmy się do domu na gorącą herbatę i pączki. Po 18 dojechaliśmy do domu. Miał Pan szczęście, że przyjechaliśmy i pomogłyśmy bo inaczej byłoby na prawdę źle.. Konie dostaną nauczkę mam nadzieje. Bałam się już szczerze mówiąc o niedzielną sesję bo przecież to będzie hit ! Efekty będą po niedzieli, także trzymajcie i tym razem kciuki za pogodę!
Ferie się całkiem ciekawie zaczynają. Ciekawe co jeszcze nas spotka?
Kurde, muszę wybrać się do stadniny koni i też pojeździć ; D
OdpowiedzUsuń+zazdroszczę ferii .;d
tylko uważaj bo jak raz wsiądziesz na konia to nie będziesz mógł przestać :) to uzależnia.
Usuńhihi należy nam się ;D
na szczęście konie znaleźliście.. dobrze, że nie były jeszcze dalej;-)
OdpowiedzUsuńoj były dalej, bardzo daleko. ale dobrze, że zaszły w miejsce gdzie szło je dojrzeć :) a pół godziny pieszej drogi od stajni to też nie bardzo blisko :)
Usuń